SAM O SOBIE... czyli w rozterce
Ciężko pisać o sobie. Przecież nie można się przechwalać, a z kolei skromność może być
wzięta za fałszywą. Mam rozterkę, czy być szczerym i wylewnym, czy też ograniczyć się do
krótkiego podsumowania - a może zatrzymać się gdzieś pośrodku? Mógłbym ewentualnie
napisać, że wszystko, co chciałbym o sobie powiedzieć, jest w moim malarstwie, ale byłoby to
pójście na łatwiznę ...
Jak więc podejść do samego siebie? Jaki jestem? Dlaczego zostałem malarzem, a nie np.
księgowym? To trudne pytanie, bo inaczej niż z wieloma moimi szacownymi kolegami, ze mną
nie było tak, że dzieckiem będąc, gdy inni mówili, że chcą być milicjantami, rencistami czy
strażakami, ja już wiedziałem, że będę malować. Coś tam wprawdzie bazgrałem, jakieś
żołnierzyki, ale właściwie dopiero w kółku plastycznym coś we mnie drgnęło .... Nie na długo,
bo trafiłem do ... Zasadniczej Szkoły Górniczej w Sosnowcu. Mało więc brakowało, żebym
teraz pracował w kopalni, bo mam też zawód górnika. Swoją drogą, było kilku wspaniałych
malarzy górników, taki np. Teofil Ociepka, ale on przynajmniej był ,,normalny" i nie przyszło mu do
głowy, iść na studia plastyczne. Ja zaś po skończeniu szkoły zasadniczej, a potem
technikum, oświadczyłem memu dyrektorowi, iż chcę iść na ASP. Dostałem się do Katowic na
Wydział Grafiki. Po roku przeniosłem się do Krakowa na Wydział Grafiki. Poznałem wtedy
wielu wspaniałych ludzi, z którymi utrzymuję kontakt do dziś. Miałem od tamtego czasu
szereg wystaw oraz nagród. A co mogę powiedzieć o sobie tak po prostu i o swoim
malarstwie?
Jestem niepokomy, ale nie kontrowersyjny. Boy, dawno temu powiedział, że ,,Nic się tak nie
powtarza jak wyjątkowość i ekscentryczność", szczególnie dziś wyjątkowych
i ekscentrycznych jest kopy - ja jestem zwykły sobie, szary facet mieszkający w olkuskiej
dzIelnicy Pomorzany, jedynej co mnie różni od sąsiadów, to fakt, że oprócz pomalowania i płotu potrafię też malować obrazy. Mam kochającą żonę Anię
I trojkę wspanałych dzieci - można więc powiedzieć, że w sprawach rodzinnych jestem spełniony. Co innego ze sztuką. W sztuce nie
ma dróg na skróty. Trzeba pracować - i może, podkreślam - może kiedyś! - człowiek będzie
zadowolony z tego, co tworzy. Wtedy będzie można umrzeć, a ponieważ ja wciąż jestem nie do
końca zadowolony z efektów mojej pracy, więc wiem, że ciągle się rozwijam. Mówią, że mam
swój styl, ale czasem styl zamienia się w manierę, więc uważam i ciągle szukam środków
artystycznych, by to, co siedzi we mnie, pokazać innym. Moja droga artystyczna, jak każda inna,
dzieli się na etapy, które - gdyby je namalować - przypominałyby zdobywanie góry: najpierw
wspinam się, potem schodzę, znów się wspinam. Pierwszy etap - niebieski - charakteryzował
się pewnym zimnem, dystansem ... Kolejny był gorący czyli "czerwony", chciałem wówczas
odreagować emocje. Kiedy znów złagodniałem, zaczął się okres łączenia granatów z zieleniami.
Przyszedł w końcu czas na ugry... Aż wreszcie musiałem to wszystko ogarnąć, jakby
posprzątać, co niepotrzebne usunąć, stąd etap bieli i kompozycyjne układy oczyszczone.
Jestem przekonany, że tyle samo energii może być w krześle i stole, co w ludziach, czasem
nawet wydaje mi się, że przedmioty ze swą ukrytą kinetyką dominują nad ludźmi. Chyba coś
jest na rzeczy, wszak jak się widzi ludzi walczących o byle stołki, można dojść do wniosku, że
w takim rozumowaniu jest wiele racji...
Niestety ...